Są takie dni, które mogłyby się
W ogóle nie kończyć.
Są też takie,
Które mogłyby się w
ogóle nie zaczynać…
Moja siostra
dalej nie wydobyła żadnego słowa ze swoich ust. Zupełnie nie wiedziałam co się
dzieje. W końcu oprzytomniałam
-Bartek a co
ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w Spale? –zapytałam
-Powinienem
–opowiedział bez entuzjazmu
-Dominka,
Bartek powiecie mi do cholery o co chodzi?!
-No bo, bo…
bo… -moja siostra się jąkałą od płaczu nie mogąc wydusić słowa, spojrzałam w
oczy Bartka, żeby coś w końcu powiedział
-Mała,
Piotrek miał wypadek -Bartek spuścił głowę a mnie obszedł ciepły pot, chyba nie
dotarły do mnie słowa wypowiedziane kilka sekund temu przez mojego szwagra?
Jednak po chwili oprzytomniałam
-Kurwa jaki
wypadek?! Jest wpół do czwartej nad ranem ja Was widzę czy to sen?
-Nie, to nie
sen Paulina
-A co mu się
stało, że sam nie dał mi znać? Złamał rękę? Nogę?
-Coś
znacznie poważniejszego –po tych słowach moje serce pękło na tysiące kawałków,
natychmiast się obudziłam i chciałam jak najszybciej do niego
-Do cholery
powiecie mi w końcu co mu się stało? Bo ja zwariuję zaraz! Co jest z moim
Piotrusiem?! –rozkleiłam się a Bartek mnie przytulił do siebie.
-Za dużo nie
wiemy. Tylko tyle, że Piotrek jest w szpitalu
W kilka
minut ubrałam się, wrzuciłam do torebki kilka potrzebnych rzeczy i wsiadłam
razem z Kurkami do samochodu. Cała się trzęsłam. W końcu nie wiem kiedy
zasnęłam.
-Domisia
powiesz jej co z Piotrkiem?
-A co mam
jej powiedzieć?
-Chyba
prawdę najlepiej
-Bartek
przecież ona nam zemdleje jak się dowie co jemu jest.
-Ale chyba
lepiej jak siostra jej powie, niż ktoś w szpitalu…
-Może masz
rację? Coś wspomnę, ale teraz niech śpi.
Bartek
zatrzymał się ma stacji benzynowej, a mnie obudził dźwięk przejeżdżającego
pociągu, który głośno trąbił. Dominika kupiła świeży sok z owoców i jakąś
drożdżówkę, próbowała mi ją wepchnąć abym zjadła ale jakoś nie miałam apetytu.
Jednak nie dawała za wygraną do tego wtrącił się Bartek. Uległam i zjadłam może
dwa kęsy.
-Kochana,
dzwonił do nas lekarz –zaczęła ale nie dałam jej skończyć
-I co? I co?
Piotrek może już wrócić do treningów?
-Niestety
nie, z nim jest trochę poważniej niż myślisz –moje oczy zaszkliły się i tylko
czekałam co dalej powie
-Dominka!
Mów w końcu! Ja nie jestem małym dzieckiem, któremu nie można mówić jaka jest
sytuacja
-Bo Piotrek
jest nieprzytomny… -nastała cisza, Domi mnie przytuliła a ja dałam upust łzom.
Do Łodzi dojechaliśmy w ciszy. Na miejscu byliśmy ok. 10godziny, pochmurny,
szary, brzydki dzień. Na izbie przyjęć Dominika zapytała pielęgniarkę
dyżurującą gdzie leży Piotr Nowakowski, w nocy został przewieziony. Ja chyba
nie byłam w stanie racjonalnie myśleć? Albo nie dochodziło to wszystko do mnie?
Kobieta zaczęła wertować kartki w celu znalezienia informacji
-Piotr
Nowakowski – piętro 3 – opieka intensywnej opieki medycznej
-Dziękuję
–odpowiedziała moja siostra. Zaczęliśmy udawać się w stronę windy.
-OIOM!
Dominika co mu jest, że on leży na OIOM-ie?! –krzyczałam, widziałam na sobie
wzrok ludzi przechodzących korytarzem. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jemu
może się dziać coś poważnego.
-Mała,
spokojnie. Zaraz się dowiemy. –próbowała mnie uspokoić.
-Przepraszam
Pana Doktorze, ale czy mógłby nam Pan udzielić informacji nt. Piotra
Nowakowskiego? –zapytał Bartek lekarza wychodzącego ze swojego gabinetu
-Niestety
nie mam dla Państwa dobrych wiadomości. Stan pacjenta jest ciężki, ale
stabilny. Proszę przejść do ordynatora, dowiedzą się państwo więcej. –zaniemówiłam
na te słowa, jak to stan jest ciężki?
-Dominika,
Bartek do jasnej cholery! Wy coś wiecie ale nie chcecie mi powiedzieć!? Jestem
z nim i chyba powinnam wiedzieć co mu jest! –zatrzymałam ich i domagałam się
wyjaśnień. Usiedliśmy na korytarzy na pobliskich krzesłach. Dominika spoglądała
na Bartka, on na mnie i tak w kółko do czasu aż wymownie na nich spojrzałam
-Kochanie,
prawdopodobnie ktoś Piotrka w nocy napadł i pobił. Nie wiemy za dużo, bo
pojechaliśmy prosto do ciebie.
-Żartujecie?
-spojrzałam na nich jak na idiotów. Wczoraj w południe rozmawiałam z nim a oni
mi wmawiają, że został pobity w nocy?
-Chciałbym
–odezwał się Bartek. –Chodźmy do tego ordynatora i może dowiemy się coś
sensownego. Jak powiedział tak ruszyliśmy w stronę ostatnich drzwi na
korytarzu, przed którymi widniała tabliczka „Ordynator Jan Woliński”. Grzecznie
zapukaliśmy, usłyszeliśmy głos pozwalający nam wejść. To co usłyszałam nie było
niczym przyjemnym
-W chwili
obecnej pacjent ma wykonywaną operację. Po wykonaniu tomografu stwierdzony
został obrzęk mózgu. Jednak rany cięte spowodowały wewnętrzny krwotok, gdzie
konieczna byłą operacja. Jest ona dość ryzykowna ze względu na obrzęk mózgu ale
nie mieliśmy na co czekać, ponieważ pacjent z minuty na minutę coraz więcej
tracił krwi. Muszą być państwo dobrej myśli.
Nie pamiętam
swojego zachowania przez najbliższe kilka minut, na pewno ryczałam,
panikowałam… pamiętam, że jakaś pielęgniarka dała mi zastrzyk. Nie chciałam się
zgodzić, ale najwidoczniej byłam bezsilna. Za pewne był to tzw. „głupi Jaś”
abym się uspokoiła. Po południu otwarła się winda i z niej wyjechało łóżko, które
ciągło 4 mężczyzn. Od razu rzuciłam się w tamtym kierunku. Leżał tam mój
Piotrek! Cały siny, podrapany, pokaleczony, z rurką w buzi, bandażem na głowie.
Jednak przez ten cholerny zastrzyk było mi po części wszystko obojętne. Niby go
widziałam ale nie odczuwałam jakiś większych emocji. Wieczorem z Dominiką
pojechałyśmy do domu Pawła a Bartek wrócił do Spały. Chciał zrezygnować z
Pawłem z obozu przygotowawczego ale nie zgodziłam się na to. Maćkiem zajmowała
się nasza mama, z tego co wiem miała się zjawić też mama Bartka.
Następnego
dnia obudziłam się o 7 i wparowałam do pokoju gdzie spała. Dopiero teraz do
mnie w pełni dotarło co się stało. Przed 8 zamówiłam już taksówkę i
pojechałyśmy do szpitala. Niepewnie
Wcisnęłam
guzik z nr 3 i wyjechałyśmy na piętro. Bałam się co zastanę w sali… Zapytałam
pielęgniarkę czy mogę wejść do niego. Pozwoliła ale tylko na chwilę. Piotrek
leżał w śpiączce farmakologicznej. Stan w dalszym ciągu był poważny ale
stabilny. Mnie taka odpowiedź lekarzy wcale nie uspokajała. Siedziałam obok
niego na krzesełku i patrzyłam na monitory które dawały znać o jego
podstawowych funkcjach życiowych. Podpięty był do respiratora, a na torsie miał
kilka przyklejonych kabelków, które dawały wykres na ekranie. Tak bardzo
chciałam żeby otworzył oczy. Po 2godzinach tak spędzonych podeszła pielęgniarka
i kulturalnie mnie wyprosiła, ponieważ nie mogłam tyle czasu tam siedzieć.
Wyszłam przed szpital a tam wręcz rzucili się na mnie dziennikarze i
fotoreporterzy
-Jak się czuje pani narzeczony?
-Domyśla się pani kto go tak dotkliwie
pobił?
-Czy najlepszy Polski środkowy wróci do
wykonywania sportu?
-Czy Piotr Nowakowski miał powiązania z
niewłaściwymi ludźmi? – te i wiele innych pytań padało z ich ust. Szybko
odwróciłam się na pięcie i wróciłam do środka. Usiadłam na krześle na korytarzu
i rozpłakałam się z bezsilności. W uszach dźwięczały mi słowa piosenki
Na szczęście pracujesz
całe życie
A na nieszczęście sekundę…
A na nieszczęście sekundę…
Zaczęłam się
zastanawiać kto mógł wyrządzić mu taki ból? Przecież nie miał wrogów? Z nikim
nieciekawym się nie zadawał? Z amoku zamyśleń wyrwała mnie pielęgniarka, która
zapytała jak się czuję. Zaproponowała tabletki uspokajające ale się nie
zgodziłam.
Kolejne dwa
dni minęły podobnie, przyjeżdżałam do szpitala, siedziałam obok niego a on
nadal spał. Obrzęk mózgu stopniowo ustępował co mnie niezmiernie cieszyło.
Zawsze to jakiś kroczek w przód. Siedziałam na krawędzi łóżka i ściskałam jego
dłoń. Pragnęłam żeby odwzajemnił uścisk. Zaczęłam prowadzić monolog, miałam
nadzieję, że mnie słyszy
-