-Piotrek!
Wstawaj!
-Kotek co
się stało? Daj mi jeszcze 5minutek, później zjem śniadanie –mamrotał
-Piotrusiu
mój kochany nie przyrządzę Ci żadnego śniadania bo nie jestem w stanie! Ubieraj
się i do szpitala jedziemy
-Gdzie? Do
szpitala? A co ci się stało?! –wydarł z łóżka jak poparzony
-A jaki mamy
dzisiaj dzień?
-Nie wiem
–biegał po domu w celu znalezienia ciuchów
-Tak więc
mamy 4 październik i dzieciaki chyba chcą zobaczyć tatusia… -i znowu ten
okropny ból w krzyżu
-To już
dziś!?
-Nie,
wczoraj! Weź torbę jest w szafie.
Po 20
minutach byliśmy już w szpitalu.
Piątek, 4
październik, godzina 8.50
Skurcze
nadeszły mnie od krzyża.. po wizycie w szpitalu zostaję odesłana do domu, bo
KTG nie wykazuje zupełnie nic.. nie ważne, że ja się zwijam z bólu ważny jest
zapis maszyny…
Piotrek każe
mi leżeć, w sumie nic innego nie mam zamiaru robić. Ciągle pyta jak się czuję,
czy mi coś przynieść a ja mam już dość tych pytań! Boli mnie jak cholera ale
mamy czekać! Piotrek dał znać chyba
wszystkim że to już się zaczęło, w sumie czy zaczęło? Lekarze twierdzą, że nie.
Zostaje zasypana tysiącami rozmów i smsów i sztucznie się uśmiecham, że
wszystko jest ok! Każdy mi mówił, że będę miała lekki poród, bo mam szerokie
bioderka..ale widać każdy się mylił..
Sobota, 5
październik, godzina 1.05
Leżąc na
łóżku zwijałam się z bólu.. w dalszym ciągu miałam skurcze, ale nie od brzucha
tylko od krzyża.. ponoć najgorsze.. ja śmiało mogę powiedzieć, że są straszne,
jak by ktoś w plecy wbijał setki noży! Piotrek nie spał, tylko leżał obok mnie.
Nic nie mówił tylko był. Aż do momentu gdy palnął
-Kotek a
wiesz, że ludzkie ciało może wytrzymać do 45 jednostek w skali bólu. A przy
porodzie kobieta odczuwa 57 jednostek w skali bólu! Można to porównać do
łamania 20 kości w tym samym czasie.
-Piotrek
zaraz cie zabije! Tzn. nie zrobię tego bo nie mam siły! –rozpłakałam się z
bezsilności
-Kochanie
nie płacz, damy radę
-A ty to
najbardziej się nacierpisz –syczałam nie mówiłam, on mnie objął
-Wiem, że
nie czuje tego bólu bo nie mogę, ale jestem przy Tobie –ucałował mnie w czoło,
mimo takiego na pozór zwykłego całusa, czułam się bezpieczniej
-Boję się –szepnęłam,
Piotrek kreślił koła na moim wielgachnym brzuchu. –Będziesz tam ze mną?
-No jasne!
–delikatnie mnie pocałował
Godzina 6.34
Obudziłam
się i rozejrzałam w około, zadałam sobie pytanie ‘czy ja nie mogę moczu
utrzymać?’! to jednak były wody płodowe… To już zaczęło się na dobre! Po pół
godzinie byłam w szpitalu. Od paru miesięcy wiedziałam, że chcę w nim rodzić,
podobał mi się jest odnowiony i nie czuć smrodu szpitala jak się w nim przebywa,
to Szpital Wojewódzki Nr 2 im. Św.
Jadwigi Królowej w Rzeszowie. Trafiłam na Izbę Przyjęć położna
podłączyła mnie do KTG. Skurcze nachodziły mnie, co 20, 10minut i były nie do
zniesienia.. Po paru godzinach przywieźli na salę dziewczynę, która przy mnie
urodziła piękną dziewczynkę, a ja dalej leżałam i się męczyłam.
Godzina 11.25
Po badaniu
ginekologicznym lekarze stwierdzają silne skurcze, postanawiają podłączyć mi
oksytocynę w celu zaostrzenia i przyśpieszenia skurczy, a zarazem akcji
porodowej. Zostaje założony mi wenflon na prawą dłoń i podłączona strzykawka z
tym świństwem. Co jakiś czas wpada pielęgniarka, która kontroluje podawaną mi
oksytocynę. Ja za każdym razem zwijam się z bólu zaciskając dłoń Piotrka.
Skurcze stają się coraz silniejsze i częstsze. Leżę w dalszym ciągu na sali
porodowej na niewygodnym stworzonym do rodzenia łóżku. Piotrek jest cały czas
ze mną gdyby nie on to chyba bym się całkowicie załamała, to on był moją
największą podporą w tym horrorze. Zostaje mi zadane pytanie czy chcę rodzić na
sali zwykłej czy komercyjnej, bo już chcą mnie przenosić.. Od początku
chcieliśmy salę rodzinną, ponieważ Piotrek chciał być ze mną przy porodzie i
przeciąć pępowinę. Zostajemy przeniesieni na drugą salę komercyjną (różnią się
tylko tym, że w jednej jest prysznic a w drugiej wanna) po przeniesieniu
dostaję pozwolenie na wzięcie ciepłej kąpieli, leżę w wannie 15 minut czując
delikatne ukojenie, po wyjściu niestety są takie same bóle. Jestem badana, co
pół godziny, ale postępu porodu nie widać. Spaceruję po korytarzu, bo to mi
zalecają lekarze. Cały dzień przelatuje minuta po minucie sekunda po sekundzie
słyszę ten cholerny zegar tykający nad moją głową. Czuję moje
dzieci jak uciekają z jednej strony na drugą nie wiem co się dokładnie z
nim dzieje? Ale jedno jest pewne zaczynam już wariować od bólu.
Godzina
16.40
Lekarze ciągle
wchodzą i wychodzą, badają mnie już setny raz co sprawia okropny ból. Położna
mnie informuje, że jeśli do 20 nie
urodzę to będę miała cesarkę. Nie chciałam cesarskiego cięcia, nie chciałam być
zasypiana, nie chciałam być cięta! Nie chciałam przeżywać tego co Dominika,
która przez dwa tygodnie ledwo się ruszała…
Godzina 17.35
Między
skurczami zaczęłam odczuwać skurcze parte, szybko przyszykowali łóżko i kazali
przeć. Samo parcie odczułam jako ulgę że mogę w końcu coś robić. Po 30 minutach
intensywnego parcia, zdecydowali o nacięciu, zrobili to w skurczu wiec nic nie
czułam. W czasie parcia ściskałam ile miałam sił dłoń Piotrka i mamrotałam pod
nosem jak go nienawidzę za to do czego mnie doprowadził! Gdy kilka sekund
mogłam odsapnąć cała spocona, mokra opadłam głową na poduszkę
-Piotrek
nigdy więcej dzieci –ledwo słyszalnie powiedziałam
-Jesteś
dzielna, już niedługo –cmoknął mnie w głowę
Po kilku
mocnych, głośnych, bolesnych parciach o 18.14
urodził się Michałek a 4 minuty później czyli o 18.18 jego siostrzyczka Oliwcia!
Od 18.14 –
18.18 à
JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZĄ OSOBĄ NA ŚWIECIE!
Piotrek
dumny tata przecinał pępowinę. A ja dziwnie się poczułam… jakbyś ktoś odciął
cząstkę mnie… nagle opadł mój wielki
brzuch, oczywiście nie całkowicie ale dziwnie się czułam. Położyli dzieci na
moich piersiach i brzuchu. Oliwka miała dość długie ciemne włoski, Michaś
znacznie mniej. Oboje byli cali brudni, i głośno krzyczeli wymachując rączkami.
Zmierzyli, zważyli dzieci i tak:
Michał Piotr Nowakowski, ur. 5.10.2013, g. 18.14, ważył 3089
gram, mierzył aż (!) 63cm!
Oliwia Paulina Nowakowska, ur. 5.10.2013, g. 18.18, ważyła 2624
gramy, mierzyła 52cm.
Moje dzieci
zabrały pielęgniarki by je umyć, ubrać, zbadać. A ja musiałam pozostać na tej
okropnej sali przez 2 godziny. Piotrek został przy mnie i ciągle się wpatrywał
z tym swoim uśmiechem.
-Nie patrz
tak na mnie
-Dlaczego?
-Bo nie
wyglądam korzystnie jestem spocona, brudna… –delikatnie podniosłam kąciki ust
-Jesteś
piękna!
-Ale mnie
kłamiesz –mówiłam zachrypniętym głosem
-Dziękuję Ci
Kochanie –ucałował moją dłoń
-Za co?
-Za nasze
dzieci, za to cierpienie, za życie… –uśmiechnęłam się nikle na te słowa. Byłam
przeszczęśliwa mimo okropnego bólu, które trwało około 36 godzin! Pomimo
zmęczenia byłam silna na myśl o dzieciaczkach.
-Piotruś, ja
się zdrzemnę chwilę także nie gniewaj się –cichutko powiedziałam
-Jasne, ja
zadzwonię do rodziców bo tam z pewnością umierają z nerwów.
Piotrek
wyszedł a ja próbowałam zasnąć, jednak gdy zamykałam oczy to ciągle widziałam
te dwa Skarby, wtedy nie odczuwałam już żadnego bólu. Łapałam się na tym, że
uśmiecham się na ich widok. Dobrze, że mam Piotrka obok siebie. Że nie jest na
jakimś wyjeździe, nie wiem jak bym sobie poradziła sama? Wiem, że wiele kobiet
daje rade to i ja musiałabym podołać.
-Pani
Zatorska wstajemy! –jakaś rozwrzeszczana kobieta stanęła nade mną
-Yyy no już,
pali się czy co? –ja chyba byłam nieświadoma tego co mówię?
-Nie pali,
ale pańskie dzieci chcą jeść
-No właśnie
kiedy mogę je zobaczyć? W ogóle można się umyć?
-Pomalutku,
wszystko się da – pozwolono mi się umyć, Piotrek mi pomógł, ubrałam
się w koszulę odpowiednią do łatwiejszego karmienia i zostałam przewieziona na
salę. Leżała tam już dziewczyna, która przy mnie urodziła dziewczynkę. Sala
dość przyjemna, mała max na 3 łóżka, pomalowana na żółty kolor, rolety w
oknach, jak na obecne standardy całkiem ok.
Piotrek nadal był ze mną, dochodziła 21.30 pielęgniarka chciała go
wyrzucić, ale uprosił żeby zostać jeszcze chwilę. Po kilku minutach jakaś inna młoda pielęgniarka
przywiozła szpitalne łóżeczko z NASZYMI SKARBAMI <klik>. Maluchy grzecznie spały,
ale musiały zostać obudzone i coś zjeść. Pielęgniarka położyła moją córkę obok
mnie na łóżku i przyłożyła jej główkę do piersi. Nie wyobrażacie sobie jakie to
uczucie! Coś wspaniałego! Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli, w ogóle
jak to się dzieje, że zaraz po porodzie w piersiach powstaje mleko?! Po Oliwce
była kolej Michała. Piotrek siedział i się przypatrywał właściwie nie mrugając
oczami.
-Przepraszam, może chce pan
córkę na ręce? –zapytała pielęgniarka, on nic nie odpowiedział tylko dalej się
wpatrywał
-Piotruś! Hello! Chcesz
Oliwię na ręce? –uśmiechnęłam się a ręką delikatnie głaskałam Misia po główce,
który łapczywie wziął się za jedzenie.
-No jasne! –wyrwał się z
transu
-Proszę –pielęgniarka dała
mu córkę na ręce a on tylko patrzył i się uśmiechał, no jakby był nie z tego
światu, ale to chyba emocje wzięły nad nim górę.
Po zjedzeniu maluchy
zostało zabrane na salę gdzie leżały dzieci. Piotrek po 22 pojechał do domu,
chociaż nie chciał ale nie było szans, żeby został. Bo co miał przesiedzieć na
krześle? Ale i tak by się nie zgodziły pielęgniarki. On też dużo dzisiaj
przeszedł w końcu nie codziennie zostaje się ojcem.
-Przyjadę jutro rano
–delikatnie musnął moje usta
-Nie musi być rano, wyśpij
się
-Wiesz, że bez ciebie nie
będę mógł zasnąć –szepnął mi do ucha
-Kocham cię
-Ja ciebie też
-Jedź powoli
Jak dojechał napisał mi
smsa „Jestem w domu, tylko pusto bez WAS
:*”. Nic nie odpisałam, sama po
chwili zasnęłam. Za dużo dzisiaj się działo. Około 3 w nocy znowu ta młoda
pielęgniarka przywiozła dzieci do karmienia. Po 8 Piotrek był już w szpitalu.
Przywiózł mi świeże pieczywo, sok i wodę. Mojej współlokatorce z sali
oczywiście taki sam zestaw śniadaniowy. Ledwo około południa wyrzuciłam go żeby
pojechał na rehabilitację tej ręki. Po południu przyjechali moi rodzice i
Piotrka, żeby zobaczyć wnuki. Kolejne 3 dni minęły podobnie. Miałam już wyjść
ze szpitala ale Malutka „dostała” żółtaczkę. Tak więc kolejne 3-4 dni muszę
tutaj spędzić.
Mogę powiedzieć, że jestem
szczęśliwa! Mam cudownego chłopaka, ojca moich dzieci. Wspaniałe, zdrowe
dzieci! Czego chcieć więcej?
A co by było gdybym nie
pojechała dopingować biało – czerwonych na IO?
Znalazłam
go,
Ten dzień szczęście mi dał.
Znalazłem ją,
Mój los właśnie tak chciał…
Ten dzień szczęście mi dał.
Znalazłem ją,
Mój los właśnie tak chciał…
- The Pupils
Ps. Wow!
Jestem bardzo zaskoczona ilością waszych komentarzy pod poprzednimi rozdziałami.
Nie spodziewałam się aż takiej ilości czytelniczek moich
wypocin! :) Nawet nie wiecie ile siły mi dałyście aby dalej dla Was
pisać! Byłabym wdzięczna, aby każda z Was nadal tak ochoczo się ujawniała bez
mojej prośby :) DZIĘKUJE BARDZO WAM ♥